Pod nieobecność graczy z Wall Street oraz londyńskiego City notowania złota podlegają tylko kosmetycznym wahaniom. Żółty metal powoli wchodzi w okres wakacyjnego marazmu, przy cenach o 27% wyższych niż przed rokiem.

W poniedziałek o godzinie 13:25 złotem handlowano po kursie 1213,96$ za uncję, czyli o niespełna 0,1% niższym niż przed weekendem. Od początku miesiąca ceny złota wyrażone w amerykańskich dolarach wzrosły o blisko 3%, bijąc po drodze nominalny rekord wszech czasów z grudnia 2009 roku.

Ponieważ ostatni dzień maja jest wolny od pracy zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i Wielkiej Brytanii, to zmienność pozostaje niewielka. Dealerzy donoszą jednak o aktywności tzw. łowców okazji, czyli inwestorów uważających obecne ceny kruszcu za niezwykle atrakcyjnych. Mimo że notowania złota znajdują się w zasięgu historycznych maksimów (przynajmniej w ujęciu nominalnym), to żółty metal dla wielu inwestorów wciąż jawi się jako fundamentalnie tani.

Dodatkowo popyt na złoto napędza pogarszająca się kondycja finansów publicznych w największych gospodarkach świata. Mimo że rządowi w Madrycie udało się przepchnąć przez parlament pakiet kosmetycznych cięć budżetowych (mają zmniejszyć deficyt budżetowy do 6% PKB), to Fitch Ratings obniżył ocenę wiarygodności kredytowej Hiszpanii. Z podobnymi problemami boryka się większość państw tworzących strefę euro. W rezultacie stan posiadania funduszu SPDR Gold Trust – czyli największego ETF-u inwestującego w złoto – osiągnął rekordowy poziom 1.267,93 ton kruszcu.

Korzystne informacje dla inwestujących w złoto zawiera też najnowszy raport o zaangażowaniu dużych inwestorów. Według danych amerykańskiego nadzoru w ubiegłym tygodniu długa spekulacyjna pozycja netto w giełdowych kontraktach na złoto zmniejszyła się o 1,7%, do poziomu 227.691 kontraktów. Malejące zaangażowanie tzw. dużych spekulantów przy rosnących cenach sugeruje, że trend wzrostowy w horyzoncie kilku tygodni pozostaje niezagrożony.