top
logo

Kontakt


Strona Główna Waluty Czy euro dożyje końca kadencji Tricheta?
Czy euro dożyje końca kadencji Tricheta?
Wtorek, 08 Czerwiec 2010 07:06

walutaZapomnijcie o stopach procentowych, ocenie stanu gospodarki czy komentarzach dotyczących kursów walutowych. Na czerwcowym posiedzeniu Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego będzie radzić, jak uchronić euro przed ostateczną katastrofą. Ale po 10 maja odbudować zaufania do europejskiego pieniądza będzie niezmiernie ciężko.

67-letni prezes EBC Jean-Claude Trichet, którego kadencja kończy się w przyszłym roku, ponownie znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. Trichet, który w okresie przed upadkiem Lehman Brothers uchodził za jednego z najlepszych szefów banku centralnego, teraz musi zmierzyć się z historycznymi wyzwaniami i twardą krytyką. Wydaje się, że jedynym celem Francuza jest teraz uniknięcie sytuacji, w której zostanie zapamiętany jako grabarz strefy euro.

Świat postlehmanowski

Przed bankructwem Lehmana EBC prowadził konserwatywną, dość restrykcyjną i niewiarygodnie wręcz przewidywalną politykę monetarną. Wszystko zgodnie z klasycznymi regułami. Inflacja pozostawała stosunkowo niska, podaż pieniądza była pod kontrolą, a umacniające się euro stawało się poważną konkurencją dla dolara. Potem jednak sytuacja oraz koledzy z Rady zmusili Tricheta do podjęcia niestandardowych działań mających na celu uratowanie systemu bankowego przed niewypłacalnością. Temu właśnie służyły skoordynowane i niezapowiedziane cięcia stóp procentowych, nielimitowane pożyczki taniego euro dla banków komercyjnych, zakupy obligacji hipotecznych i na koniec interwencyjny skup obligacji skarbowych wyemitowanych przez kraje PIIGS.

Aż do maja działania EBC były dość zachowawcze i wyraźnie odbiegały od polityki amerykańskiej Rezerwy Federalnej, Banku Anglii czy Banku Japonii, które bez skrępowania drukowały setki miliardów dolarów, funtów, jenów. Pierwszą wyrwą w niezależnej polityce EBC była zgoda na przyjmowanie jako zabezpieczenie pożyczek obligacji Grecji, które wówczas już miały rating śmieciowy. To był pierwszy sygnał, że wypłacalność banków i rządów strefy euro może być ważniejsza niż stabilność euro.

Bezwarunkowa kapitulacja

Ostatnie wątpliwości zostały rozwiane 10 maja, gdy Trichet i spółka ugięli się pod naciskami rządów państw strefy euro i rozpoczęli interwencję na rynkach papierów skarbowych. Do końca miesiąca EBC skupił obligacje za 35 mld euro, tak naprawdę finansując w ten sposób deficyty budżetowe Grecji, Portugalii, Hiszpanii, Irlandii oraz Włoch. Interwencja EBC wspierana przez Bundesbank oraz Bank Francji obniżyła rentowności (czyli podniosła ceny) obligacji, co umożliwiło rządom tych państw przeprowadzenie emisji nowego długu (zaciąganego, aby spłacić stare zobowiązania).

Kosztem był ostateczny upadek wiary w euro. Koniec niezależności EBC, będącego jedynym emitentem wspólnotowej waluty, skutkował silną deprecjacją euro względem dolara, jena czy franka szwajcarskiego. Para euro-dolar zeszła poniżej progu 1,20$, za jena płacą najmniej od dziewięciu lat, a frank w relacji do euro jest najsilniejszy w historii unii monetarnej.

Ale to tylko koszty krótkoterminowe. W dłuższym horyzoncie czasowym euro może spaść do drugiej ligi, w której grają meksykańskie peso, koreański won czy polski złoty. Utrata zaufania do euro sprawiła, że finansiści zaczęli popełniać zbrodnię nieprawomyślności. Nagle dość licznie pojawiły się opinie, wróżące rychły rozpad strefy euro. W sondażu przeprowadzonym przez agencję Bloomberga na próbie profesjonalnych użytkowników swojego serwisu (czyli głównie analitykach, traderach, zarządzających funduszami) 40% respondentów obstawia wyjście (wyrzucenie?) Grecji ze strefy euro. Pomimo gigantycznych gwarancji UE i MFW aż 73% ankietowanych spodziewa się bankructwa tego kraju. A 48% wystawia negatywną ocenę prezesowi EBC.

To dopiero początek kłopotów

Ale problemy Grecji to tylko wierzchołek góry lodowej zbudowanej z gigantycznego (ponad siedem bilionów euro) długu publicznego. Tyle że rolą EBC nie jest i nie powinno być podtrzymywanie wypłacalności europejskich rządów. Trichet i spółka są odpowiedzialni za stabilność euro, które właściwie każdego dnia traci na wartości wobec dolara, jena czy franka. Jeśli włodarzom europejskiego pieniądza nie uda się odbudować zaufania inwestorów, to euro nadal będzie traciło na wartości (oczywiście nie jednostajnie – wzrostowa korekta eurodolarowi należy się już od kilku tygodni). To zaś może skłonić do desperackich decyzji te kraje, których obywatele cenią sobie silną i stabilną walutę.

Dotyczy to przede wszystkim Niemiec, które mogą być pierwszym państwem, dobrowolnie opuszczającym strefę euro. Na razie nieśmiało postulowany powrót do marki byłby co prawda ciosem dla Unii Europejskiej, ale sami Niemcy mogliby zrobić na tym dobry interes. Zamieniliby długi denominowane w słabym euro na znacznie mniejsze zobowiązania po przeliczeniu na nową i silną Deutsche Markę. To byłby koniec euro, jako waluty światowej, co zapoczątkowałoby rozpad unii monetarnej, zwiększając ryzyko wyścigu dewaluacji nowych walut krajowych i destabilizując europejską gospodarkę. O to właśnie w zaciszach gabinetów toczy się teraz gra i temat ten pewnie zdominuje czerwcowe spotkanie Rady EBC.

 

bottom
top

bottom

Wszystkie prawa zastrzeżone - serwisfinansowy.net